Napier już od dawna stało na mojej liście miejsc, które chciałabym zobaczyć w NZ. Niestety odległość znacznie nas zniechęcała do wyjazdu tylko na weekend. Ale jakiś czas temu udało nam się znaleźć bilety lotnicze w bardzo dobrej cenie i polecielismy. Oczywiście było super :) Miasteczko malutkie, ale fajne i stylowe - jedyne utrzymane w stylu art deco. Do tego parę sklepików z bajeranckimi ozdobami i meblami (kto mnie zna, ten wie o czym mówię ;)).
Największą jednak atrakcją zarówno dla Tosi jak i dla nas, było to, że byliśmy tam razem ze znajomymi i dwójką ich dzieci. Wspólne wycieczki, posiłki i wieczorne kąpiele - dla Tosi istne szaleństwo :) w hotelu znajdowała się biblioteka, gdzie można było sobie wygodnie usiąść i skosztować domowego porto. Super opcja dla nas, zwłaszcza, że biblioteka była niedaleko pokoi, a więc mogliśmy pilnować naszych śpiących urwisów.
środa, 9 grudnia 2015
Napier
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super. ...myszko. ...dziadki nie mogą się napatrzec na ciebie. ...jak ty szybko rosniesz....zmieniasz się w taką duuuuza dziewczynkę. ...a i kotek też z tobą zwiedza świat! !!!jaką królewską sypialnie mieliście! !!!a skąd tam te antyki???? Macie fajne wspomnienia...buziaczki
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń