poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Uuu, uuu

To ze nasza coreczka jest mala gadula, wiemy nie od dzisiaj :) zawsze sobie jakos tam po swojemu gada, czy to z nami czy tez z misiami. Do niedawna te nasze rozmowy przypominaly troche rozmowe wali... Pozniej przeszlismy na dzwieki dinozaurowe, a teraz nasladujemy sowe.
Kiedy dziecko nie spi, slychac:"uuu, uuu". Raz glosniej, raz ciszej, czasami z kombinacja innych literek, z zacisnietymi usteczkami albo otwartymi. A przy tym robi takie slodkie minki, ze tylko schrupac by sie chcialo :)

Poza tym robi sie coraz bardziej ruchliwa. Kiedy lezy na kocyku na ziemi, wygina sie jak luk, raz w jedna raz w druga strone. Obraca sie na boki i probuje przewrocic sie nawet na brzuszek. A idzie to tak: najpierw hop nozki w gore, potem pupcia i razem siup na boczek. W ten wlasnie sposob Antosia przewedrowala pol kocyka! Położyłam dziecko w lewym rogu, pomiędzy książeczka a dinozaurem, a znalazłam po tej stronie ;)




piątek, 25 kwietnia 2014

Ćwiczymy łapanie

Po raz kolejny poprawiam porzeczki od maty edukacyjnej na których wiszą misie. "No co jest?!" myśle sobie "popsuło sie cos, czy jaki grzyb?" Ustawiłam wszystko ładnie i poszłam do kuchni. Po chwili słyszę, ze Antosia znowu ma frajdę z miskami i gwiazdka, która fajnie dzwoni. Idę do pokoju, zeby trochę podglądnąć co ten mój mały łobuziak robi. Patrzę i nie wierze co widzę. Moja córcia nie odbija rączkami i nóżkami te wszystkie wiszące stworki tylko dumnie ciągnie za gwiazdkę. I to z taka siła, ze az poprzeczki sie wyginają...

Łapanie ćwiczymy juz od jakiegos czasu, ale te wiszące misie były do tej pory tylko odbijane rączka albo nóżka. Jak juz sie zorientowałam co sie dzieje to przyczepilam zabawki trochę luźniej, tak zeby Antosia mogła je tez oderwać, jak juz tak mocno złapie, i teraz to dopiero jest zabawa :) najpierw porządnie złapać, potem mocniej pociągnąć no i jak sie uda odczepić to zabawka laduje oczywiscie w buzi :) no czasami tez na nosku albo policzku, bo trafienie do buzi wcale nie jest takie łatwe! A kształt i rożne wielkości zabawek wcale tego nie ułatwiają! 

Nasz mały kochany atleta :* ćwicz ćwicz myszko, mama i tata kibicują Tobie i sa bardzo dumni z Twoich wyczynów :*




środa, 23 kwietnia 2014

No i po świętach :(

Pierwsza Tosiowa Wielkanoc juz za nami... Czas upłynął nam bardzo miło - szkoda tylko, ze juz po. Było po części tradycyjnie z żurkiem, a po części na luzie i bez wariacji. Do tego tak nas wciągnęło to świętowanie, ze wcale sie nie chce wracać do "normalności".

W piatek wybraliśmy sie na wędrówkę po buszu (tutejszy las). Z planowanego godzinnego spacerku, zrobiła sie cztero godzinna wędrówka zakończona zimnym prysznicem. W drodze powrotnej było takie oberwanie chmury, ze cali byliśmy mokrzy! Oczywiscie nie nasz V.I.P ;) dla Antosi mieliśmy cos przeciwdeszczowego. 
Przemoczeni, zmęczeni i strasznie głodni zajechaliśmy na obiad do... Pizza hut... W Wielki Piatek kiwusy świętują, a wiec poza fast foodami jest wszystko pozamykane - co mi w tym momencie akurat najmniej przeszkadzało! Nie ważne co, byleby jak najszybciej napełnić dziurę w brzuchu! Pizza wcale nie była taka zła, a ze byłam zmęczona, to nawet nie chciałam myślec o tym, ze jeszcze miałabym cos gotować...
W sobotę było świecenie jajeczek. I nie to ze nowo zelandczycy tez maja taki zwyczaj, tylko poprostu mamy polskiego księdza. Kościół chyba nie zrobił na naszej Antosi najlepszego wrażenia, bo kiedy usłyszała śpiew zaczęła płakać. Ale u tatusia na raczkach szybko sie uspokoiła ;)
Wieczorem pojechaliśmy do znajomych na film. Oczywiscie zabraliśmy naszego szkraba ze sobą. Po tym jak zasnęła zapakowalismy ja do auta, a potem włożyliśmy do wózka, gdzie sobie smacznie spała. Nawet przez chwile sie obudziła, ale szybko znowu zasnęła (mój kochany aniołek). Po filmie znowu do auta i do swojego łóżeczka, gdzie chrapala az do kolejnego karmienia. Bardzo miły wieczor, napewno do powtórzenia :)
W niedziele obijalismy sie w domu, a w poniedziałek spotkaliśmy sie ze znajomymi. Każdy przyniósł cos od siebie i biesiadowlismy, az do momentu kiedy dzieci powiedziały dość ;) ach cóż za czasy nadeszły - kiedys urzędowało sie do utraty własnych sił, teraz dzieci decydują kiedy czas wracać ;)

piątek, 11 kwietnia 2014

3 miesiące

Trzy wspaniałe miesiące bycia w trójkę ;) Tosia zaskakuje nas co chwile różnymi rzeczami, a my w dalszym ciagu odkrywamy i rozkoszujemy sie urokami rodzicielstwa. Oboje jesteśmy po uszy zakochani w naszym szkrabie i nie wyobrażam sobie życia bez niej! Cieszy mnie to jak sie rozwija i rośnie. Mogę śmiało powiedziec, ze jestem dumna i szczęśliwa mama :)

Córcia jest ogólnie spokojnym i wesołym dzieckiem. Dużo sie uśmiecha i zainteresowaniem ogląda wszystko dookoła. Ostatnio reaguje nawet na inne dzieci - patrzy sie na nie, uśmiecha sie a nawet próbuje naśladować dźwięki! Wogole zaczęła eksperymentować ze swoim głosem, raz sie śmieje, potem piszczy, a na końcu jeszcze gada cos tam po swojemu. 

Lustro to kolejny hit. Lubi sie przyglądać swojemu odbiciu i wtedy albo sie uśmiecha, cos powie albo sie zawstydzi i chowa buzke w mamę albo tatę. Wczoraj wieczorem powiesilam jej zdjecia na przedpokoju i jakie było dzisiaj moje zdziwienie, kiedy Antosia przechodząc obok nich (oczywiscie była u mnie na rękach) pokazała swoje zainteresowanie. I to bez żadnej mojej podpowiedzi! Poprostu główka jej tam zawędrowała, zrobiła duże oczy, a wiec sie zatrzymalyśmy i podziwialyśmy ta śliczna buzke na zdjęciach.

Poza tym ma juz chyba swojego ulubionego misia przytulanke z którym spi, a raczej zasypia. Misiu przed snem zostaje "przedziamdziany", chociaż czasami musi byc i cyc ;) wogole próbuje złapać wszystko co ma pod ręka i sie jej spodoba, a jak juz złapie to oczywiscie próbuje włożyć do buzi. Smoczka nie polubiła i nie używamy go wogole, dajemy radę bez ;)

A oto moja trzy miesięczna kruszynka :*






wtorek, 8 kwietnia 2014

Mamopolizm - czyli karmienie piersia

Udalo mi sie! Przetrwalam ciezki poczatek i teraz moge sie cieszyc i rozkoszowac ta chwila, ktora tak uwielbiam i ktora nie chcialabym oddac za zadne skarby swiata! Ten slodki buziaczek wtulony w cyca, malutkie zlozone raczki, ktore coraz czesciej trzymaja mnie za reke, stanik albo koszulke, malusienki nosek, przeslodkie odglosy picia i ciepelko plynace z jej cialka - poprostu wspaniale! Corcia pije, uspokaja sie, zyskuje moja bliskosc, a ja sie delektuje tym momentem ile moge.

I chociaz nie bylo latwo i nie od zaraz takie przyjemne, teraz moge sie tym cieszyc. I wiem, ze nie zawdzieczam tego tylko sobie i swojemu uporowi, ale wspanialej opiece i pomocy ze strony poloznych (niestety ani mamy ani siostry nie mialam na miejscu, ale to tylko i wylacznie z naszej winy ;)) jak i wsparciu Dominika. To wlasnie dzieki tym osobom, stalo sie to wszystko mozliwe.

Wbrew pozorom wcale nie jest to taka latwa sprawa. Zawsze myslalam, ze przyloze bobaska do piersi i dalej jakos poleci... Jakie bylo moje zdziwienie kiedy w ciazy odkrylam cala mase ksiazek na temat! A do tego jeszcze na polskich stronach tyle informacji dotyczacych zakazanego jedzenia! A ze mi sie nie usmiechlo jesc tylko gotowanego kurczaka i marchewki, postanowilam trzymac sie tutejszych zalecen, a mianowicie jesc dalej tak jak sie jadlo bedac w ciazy. Oczywiscie na poczatku wyeliminowalam rzeczy, ktore powoduja gazy (cebula, czosnek, brokuly, kalafior, groch, kapusta) oraz cytrusy. Teraz juz zaczynam wprowadzac cebule i czosnek. Przy tych "najpopularniejszych" alergenach bylam ostrozna - czekolada, jaja kurze, produkty mleczne, orzechy - ale jadlam od poczatku i Antosia nie zareagowala na zaden. No i cieszy mnie to strasznie, bo od czasu ciazy, dzien bez przynajmniej jednej kostki czekolady, jest dniem straconym ;)

Po porodzie za pomoca poloznej Antosia zostala dostawiona do piersi. Kiedy co polecialo - nie wiem, bylam tak zmeczona, ze nic nie czulam, ale przynjamniej moj Kurczaczek przytulony do cyca byl spokojny :) 3 godziny po porodzie, i dwoch posilkach, moglam pojsc pod prysznic. Pozniej spakowalismy sie i pojechalismy do birth care. Tam zostal przydzielony nam pokoj z rodzinnym lozkiem, lazienka i telewizorem (nie wiem po co komu tv w takim momencie, no ale byl). Spedzlismy tam dwie noce i musze sie przyznac, ze nie chcialam wracac do domu! Czulam sie tam tak dobrze, pod dobra opieka - o nic nie musielismy sie martwic. Do tego kazda polozna poswiecila mi tyle czasu ile potrzebowalam, zeby pokazac mi rozne techniki karmienia i wszytsko wytlumaczyc. Czasami nawet po dwa razy ;) Nawet Dominik stal sie ekspertem w tej dziedzinie i mi pomagal jak mogl, czesto nawet zwracal uwage, ze to nie wyglada na najlepsze przylozenie :) Dzieki temu Antosie przykladalam dobrze w sumie od poczatku. Mimo tego minelo troche czasu zanim sie do tego przyzwyczailam. Przy wrazliwych sutkach bardzo pomogla mi masc z lanoliny (nie trzeba jej zmywac przed karmieniem) - polecam :) Poza tym jak najwiecej powietrza, w miare mozliwosci slonca i wlasne mleko.

Niestety nie ominela mnie przygoda z nawalem pokarmu przez co doszlo az do zapalenia. Za pierwszym razem (pod koniec pierszego tygodnia) dostalam w nocy wysokiej goraczki 39°, ktora probowalismy zbic zimnymi okladami i paracetamolem. Miejsce ktore bylo zapalone zrobilo sie bardzo czerwone i gorace. Na drugi dzien pojawila sie u mnie polozna, ktora przepisala mi antybiotyk i dala mnostwo pomocnych rad. Miedzy innymi odradzila mi sciaganie pokarmu, bo powiedziala, ze to wlasnie moze miec najpierw efekt taki, ze produkcja mleka sie zwiekszy, a tego przeciez nie chcemy, a pozniej moze prowadzic do zaniku pokarmu, tego oczywiscie tez nie chcemy. Mowila zebym z zegarkiem w reku przykladala Antosie i to w roznych pozycjach. Dzieci maja najmocniesza sile ciagniecia przy dolnej wardze, a wiec trzeba sie starac, tak przykladac maluszka, zeby wlasnie dolna warga byl w miejscu, ktore jest zapalone (pompka jest to nie mozliwe). A ile to czasami kosztowalo nas akrobacji ;) Poza tym masowanie i wyciskanie pokarmu z tego miejsca. Sprawe ulatwiaja cieple oklady albo prysznic. No i oczywiscie oklady z zimnych lisci kapusty, ktora wczesniej trzeba potluc, tak zeby puscily sok.

Za drugim razem (w trzecim tygodniu) wiedzialam juz co sie swieci, a wiec zareagowalam szybciej, dzieki czemu nie mialam, az tak wysokiej temperatury i wyszlam z tego w ciagu dwoch dni. Zaczelo sie od tego, ze rano przebudzilam sie lezac na brzuchu. Kiedy sie podnioslam cala klatka piersiowa byla obolala. Piers lekko czerwona i twarda, podniesiona temperatura ciala, zmeczenie i oslabienie. Odrazu wskoczylam pod cieply prysznic i zaczelam od masazu. Na poczatku strasznie bolalo, normalnie myslalam ze zemdleje z bolu, ale z pierwszym przepchanym pokarmem zrobilo sie lepiej.

Teraz tylko moge powiedziec, ze bardzo sie ciesze, ze mi sie udalo to wszystko przejsc i moge karmic swojego maluszka :* a pokarmu nie sciagalam do tej pory. Jedziemy caly czas na cycu ;) szkoda mi tylko Dominika, bo wiem, ze czasami to i on mialby ochote nakarmic Mala, ale na to przyjdzie jeszcze czas! Teraz musi sie pogodzic z "mamopolizmem" na rynku ;)

środa, 2 kwietnia 2014

Żurek na serwatce

Dzisiaj będzie z całkiem innej beczki, a mianowicie z kuchni :) Wielkanoc tuż tuż, wiec czas najwyższy przemyśleć świąteczne menu. Przemyślenia zaczęłam od tej najsłodszej strony, czyli co upiec? 
Długo myślec nie musiałam, bo pojawia sie moje ulubione ciacha czyli sernik i mazurek - tylko jeszcze nie wiem jakie. Moze macie jakieś pomysły? Jeszcze lepiej byłyby wypróbowane recepty! 
No tak, ale zeby upiec sernik potrzebuje ser.... A ze tym razem musi to byc taki prawdziwy twaróg, a nie philadelphia, zabrałam sie za jego produkcje. Pierwsze 400 g twarogu juz jest :-) a jak jest twaróg to i została serwatka, o której słyszy sie tyle dobrego! Moja mama powtarzała mi do upadłego: "tylko wypij ta serwatke - broń Boże nie wylewaj, to jest takie zdrowe!" No to jak mama każe, to my robimy ;-) 
Poza tym używałam jej przy pieczeniu chleba. Ostatnio wyczytałam, ze z serwatki mozna rownież zrobic serek ricotta oraz ugotować na niej żurek. Ricotty jeszcze nie wyprobowalam, ale wczoraj ugotowałam żurek :-) i co? Jest pyszny! Mimo, ze nie znalazłam żadnej dobrej wędzonki i białej kiełbasy (po te składniki muszę sie wybrać do niemieckiego rzeźnika) zupa wyszła naprawdę dobra - moze nie jest jeszcze najlepsza, ale na święta do tego dojdę ;-) smak zupy naprawdę mnie zaskoczył, i to bez żadnego proszku czy kwasu ze sklepu. A propo zakwasu na żurek, myśle ze tego właśnie trochę brakowało, wiec na święta zrobię swój zakwas.
Oczywiscie bedą rownież jajka faszerowane z pieczarkami i szczypiorkiem, salatka jarzynowa no i... No właśnie co jeszcze? Co poza żurkiem podać na obiad w niedziele? A co w piatek???

Żurek na serwatce:
- 1 l serwatki
- marchew
- pietruszka
- cebula
- większy ziemniak
- dwa liście laurowe
- pare ziaren ziela angielskiego
- łyżeczka majeranku
- trochę wędzonego boczku
- kiełbasa 
- kwaśna śmietana
- odrobina maki 

Boczek podsmazylam na maśle, dorzuciłam cebule z kiełbasa. Dodałam pozostałe składniki, zalałam serwatka i zagotowałam. Gotowałam az zmiękną warzywa, na koniec dodałam śmietany z mąka i jeszcze raz krótko zagotowałam :-)