piątek, 27 września 2013

Wybór wózka

Jak juz wcześniej krótko wspomniałam, jesteśmy na etapie szukania wózka dla naszej Fasolci, tzn. byliśmy bo juz cos znaleźliśmy, ale o tym za chwile :)

Sam zakup wózka było planowan na znacznie pózniej, teraz chcieliśmy tylko cos wybrać, żeby pózniej nie trzeba bylo sie martwić i szukać czegoś na sile. A zakup tego typu pojazdu naprawdę nie jest łatwy!!! Na rynku można znaleść przeróżne firmy, modele i kolory. Niby każdy może znaleźć cos dla siebie, ale przy tylu możliwościach podjęcie jakiejkolwiek decyzji może zając trochę czasu. Do tego tyle co przeróżnych modeli, tyle tez przeróżnych opinii użytkowników, które czasami wiecej mieszają niż pomagają... No bo np juz jesteś zdecydowany na jakiś model, ale cos cię jeszcze skusi trochę na ten temat poszukać i znajdziesz jedna opinie, która prowadzi do tego, ze znowu nie wiesz czy dobrze wybrałeś... No i weź cos tu kup!!!

U nas doszedł jeszcze jeden fakt, ktory nam ten wybór utrudniał, a mianowicie miejsce zamieszkania ;) niestety ale w NZ jest drożej niż w Europie, a zwłaszcza jeżeli chodzi o produkty europejskie. W pewnym momencie myśleliśmy juz nawet o kupnie wózka w Niemczech i późniejszym wysłaniu go tutaj. Tylko, ze po pierwsze to tyle zamieszania, a po drugie to nie wszystkie modele sa dostępne tutaj, a to oznaczałoby, ze musielibyśmy zamówić cos w ciemno...

A jakie wózki braliśmy pod uwagę? No najlepiej taki cały zestaw z gondolą, spacerowką i fotelikiem do samochodu albo przynajmniej możliwością jego zamatowania. Poza tym ma byc wygodny dla dzidziusia, zrobiony z nieszkodliwych materiałów, wytrzymały, w miare z duzymi i pompowanymi kołami (tak zeby sie sprawdzał w terenie - na plazy)  podobać sie mamusi i zdać test jazdy i wstrząsów u tatusia ;) Ubaw mialam niezly z tego swojego Dominika, kiedy on testował wózki... Normalnie tylko czekałam, aż wkoncu ktoś do nas podejdzie i wyprosi ze sklepu ;) Dodatkowym plusem byłaby lekka waga, ale ze mieszkamy w domu i nie trzeba wózka nigdzie wnosić, nie było to dla nas aż takie ważne.

Po dłuższych poszukiwaniach wybraliśmy pare bryczek, które nas najbardziej zainteresowały:

- Silver Cross Surf

- Mutsy Igo

- ABC Design (tak naprawdę to mi sie te wózki aż tak nie podobają, ale cieszą sie bardzo dobrymi opiniami użytkowników, a do tego cena jest naprawde kusząca)

Podczas szukania tego i owego trafiłam zupełnie przypadkiem na pewne ogłoszenie w internecie. Chodziło oczywiscie o sprzedaż wózka... Jak sie okazało ktoś chciał sprzedać wózek mutsy 4 rider -  cały komplet tzn gondola, spacerowka, pompka do kół, torba na pieluchy, ochraniacze przed deszczem, dodatkowy kosz na zakupy oraz spiwor do spacerowki. I to wszystko niby w dobrym stanie, kupione w tym roku w styczniu i do tego mało co używane... A ze cena super, bo mniej niż połowa wartości nowego, umowilismy sie na wizytacje. I faktycznie wszystko jak opisane. A dlaczego wózek był mało używany? A no bo teściowa kupiła drugi, a ze sie dzieckiem cały czas zajmuje to używa oczywiscie ten, ktory jej zdaniem jest lepszy ;) kochane teściowe haha nie próbuj sie sprzeciwić ;) 

Następnego dnia postanowiliśmy, ze weźmiemy ten wózek. Na poczatku sobie myślałam, jejku juz teraz czy to nie za szybko? Ale z drugiej strony, zeby zamówić cos z Europy tez musielibyśmy zrobic to juz na czasie. A zeby kupić cos tutaj, to tez trzeba zamówić wcześniej, bo dostanie sie jakiś rabat albo tez sie czeka na dostawę.

Oto bryka dla naszej Fasolci:

Kolor ten sam co na zdjęciu, tylko ze bez fotelika samochodowego, no i torba ze spiworkiem wyglądają troszeczkę inaczej. Poza tym musimy dokupić cos przeciw słońcu i jesteśmy w pełni wyposażeni :) pierwsza jazda po domu juz sie odbyła. Jak narazie jesteśmy zadowoleni, ale zobaczymy jak to wyjdzie w praniu ;) 
Jeszcze tylko krótko o samej firmie. Mutsy jest holenderska firma, która juz od lat zajmuje sie produkcja wózków dziecięcych. Ich produkty cieszą sie dobrymi opiniami użytkowników, którzy zachwalaja sobie wygodę, komfort i szeroki wybór dodatkowych akcesoriów. Pomyślane zostało rownież o rodzeństwie, ponieważ jest możliwość zamatowania podwójnego foteliku albo deski na kółkach dla starszych dzieci.








wtorek, 24 września 2013

26-sty tydzien

Dzisiaj mija nam 26-sty wspólny tydzien ;) Fasolcia ma sie raczej dobrze, śmiga sobie po brzuszku ile może i często daje o sobie znac :) Najzabawniejsze jest to kiedy zaczyna kopać jak tata wraca z pracy - tak jakby go słyszała i chciała sie przywitać ;) Co oczywiscie sprawia niesamowita radość i doprowadza do tego, ze sobie do Niej gadamy - pewnie z boku śmiesznie to wyglada, ale myśle ze każdy rodzic wcześniej czy pózniej zaczyna rozmawiać z brzuszkiem.

A co tam u mnie? W sumie gdyby nie bóle pleców, powiedziałabym, ze wszystko jest super. Niestety ale jakoś ten ból mi nie przechodzi. Basen co prawda pomaga i relaksuje mięśnie, ale na drugi dzień znowu boli. Na poczatku odczuwalam ból kości ogonowej, teraz najgorzej boli mnie pod lewa lopatka. Próbuje ćwiczenia, które znalazłam na necie, ale jakiegos super efektu nie ma. Sprawę zgłosiłam położnej i teraz czekam na skierowanie do specjalisty, może dostanę jakiś pas ciazowy. No i muszę sie wkoncu wybrać na yoge. Tyle czasu juz myśle o tych zajęciach, ale jakoś do tej pory nic w tym kierunku nie zrobiłam - normalnie wstyd!! Tzn tam gdzie chciałam iść zajęcia zostały odwołane, no ale przecież jest jeszcze wiele innych szkół, do których można sie wybrać...

Jeżeli chodzi o moja przepukline to dalej czekam na wieści ze szpitala... Ale póki co jest wszystko wporzadku, tzn nic sie nie powiększa, ale tez nic nie maleje. Popekane naczynka, ktore mam na prawej nodze przy kolanie od środka dalej tam sa i narazie sie nie powiększają. Małe problemy mam tez z cerą. Tzn czasami mi cos wyskakuje na twarzy, a poza tym mam brzydkie plecy :( to z plecami zaczęło mi sie w sumie przed ciaza i najgorzej było podczas egzaminów końcowych na studiach. Kiedy stres minął i przylecialam do NZ, wygrzalam plecki na słońcu i zrobiło sie lepiej. Jak zaszlam w ciążę problem powrócił i to z podwojona siłą... Teraz jest juz trochę lepiej, ale w dalszym ciagu, cos tam mam :( nie chce stosować żadnych preparatów, bo jak to moja położna mówi, na hormony nie ma lekarstwa. Mam spróbować naturalne sposoby. Cos próbowałam, ale ze nie było jakiegos super efektu - przestałam.

Obwód brzuszka wynosi na dzień dzisiejszy 88 cm, a ile ważę dowiem sie w przyszłym tygodniu.

sobota, 21 września 2013

Shopping :)

Mimo tego, ze za oknem pada i wieje, aż sie człowiekowi nie chce wychodzić, zaliczam dziejszy dzień do tych udanych :) jestem zmęczona, ale szczęśliwa. Siedzę sobie wygodnie pije kawke caro, zajadam sie sernikiem i podziwiam swoje dzisiejsze zdobycze. Otóż po kursie angielskiego wybrałam sie z koleżanka na zakupy do jednego z centrum handlowych i zrobiłam małe zakupy ;)


Odwiedzilysmy dwa sklepy z ciuszkami dla dziec (te sa oczywiscie najwazniejsze, tych innych juz nie bede wymieniac ;))i no i moja Fasolcia stała sie posiadaczka paru nowych laszkow. Nie dość, ze słodkie i przyjemne w dotyku to jeszcze na przecenie. No poprostu nie mogłam sie powstrzymać. A teraz juz nie mogę sie doczekać, kiedy bede mogła w to wszystko ubrać swojego kurczaczka! 

Oczywiscie dla siebie tez cos znalazłam :) wkoncu kupiłam sobie dżinsy ciazowe, bo moje dotychczasowe zrobiły sie juz bardzo niewygodne i uciskaly mnie w pasie. Teraz właśnie je testuje i muszę powiedziec, ze sa bardzo wygodne :) Wogole moja garderoba powiększyła sie juz o pare ciuchów ciazowych i myśle, ze to naprawdę super sprawa. Sama wygoda!! Posiadam pare koszulek legginsy, majtki i biustonosze i czym bardziej rosnę tym bardziej to wszystko doceniam :)

Na dzisiaj to tyle, bo muszę sie zabrać za szukanie wózka... Czy ktoś może mi jakiś wózek polecić? Z góry dziękuje za podpowiedzi :)



środa, 18 września 2013

Cóż za węch...

Juz na poczatku ciazy zauważyłam, ze mój zmysł węchu uległ wyostrzeniu. Najbardziej dokuczaly mi zapachy dochodzące z kuchni czy ze sklepu rybnego, natomiast kremy czy środki do sprzątania wogole mi nie przeszkadzały. No właśnie nie przeszkadzały... Bo teraz to juz nawet nie mogę używać własnych - moich ulubionych!! - perfum!! Wystarczy mała dawka, a mnie mdli. Tak samo jest z balsamami do ciała, żelami pod prysznic, środkami do sprzątania czy proszkami, płynami do prania. To co kiedyś mi sie podobało, na dzień dzisiejszy jest nie do zniesienia. A więc moja kosmetyczka uległa uszczupleniu i wszystkie ładnie pachnące balsamy i perfumy maja wolne ;) używam rzeczy, które nie pachną albo maja bardzo delikatny zapach jak np. Bio Oil przeciw rozstepom. Dzisiaj stwierdziłam, ze muszę zmniejszyć dawkę płynu do prania rzeczy czarnych, bo po wczorajszym praniu myślałam ze sie przewróce ;) 

W sumie nie miałabym na co narzekać, bo przecież można zmienić pare przyzwyczajeń i po krzyku. Ale ten mój nosek zaczyna mi trochę przeszkadzać na mieście. No bo w domu jak to w domu, ale na mieście nie jest wcale latwo wyeliminować przeróżne intensywne zapachy!! Do tego ludzie z tymi swoimi, no właśnie czym? Teraz nazwałbym to smrodkami haha... Blee! Czy to perfumy czy to pot, czy śmierdzące stopy gościa siedzącego w klapkach obok przy stoliku.... Normalnie katastrofa!!! Albo na basenie, kiedy to zamiast przed wejściem do wody wziasc prysznic, wchodzi sobie taki gościu, wyperfumowany do basenu i ciągnie za sobą ten smród. Ostatnio dusił mnie nawet zapach perfum mojego lekarza! Po wizycie mówię do Dominika, ze lekarz miał okropne perfumy, a on na to, ze nic nie czuł... Jak ja mu zazdroszczę ;)

W kuchni natomiast zaczęła mi śmierdziec wieprzowina. Zapach jest dla mnie tak okropny, ze przeszkadza mi to w jedzeniu. Nawet kiełbaski wieprzowe sa fuj. A juz nie wspane o zeberkach... Przecież żeberka należały do jednego z moich ulubionych i zawsze wyczekiwanych przeze mnie dań. Ostatnio sie na takowe żeberka skusilam i ugotowalam. Niestety zapach sprawił, ze jedzenie nie należało do przyjemności :( Zup na zeberkach tez juz nie gotuje. 
Ach te hormony, jestem ciekawa czy po ciazy sie to zmieni? Miała albo ma moze któraś z Was szanownych mam coś takiego?

sobota, 14 września 2013

Sauna w ciazy?? A czemu nie?!

ŁZamiłowaniem do sauny zaraził mnie mój Dominik. Juz od paru lat, a zwlaszcza w okresie jesienno - zimowym chodzimy na saune. No dobrze może to nie były super regularne wypady, ale zawsze po takim zabiegu czułam sie rewelacyjnie i nigdy nie miałam jakiś problemów. Odwiedzalismy przeróżne miejscowki, te duże i te małe. I tak chodząc na saune napotkalismy niejedna kobietę w ciazy jak i same noworodki!! Co mnie na poczatku bardzo zdziwiło, ale pózniej okazało sie, ze jest coś takiego jak babysauna, która cieszy sie coraz większa popularnością wsród młodych rodziców. 

Kiedy zaszlam w ciążę i nadeszła zima, zaczęłam sie zastanawiać nad pójściem do sauny. Pierwsza myśl: ide! Czemu nie, jak inne kobiety chodza to czemu ja mialabym nie pojsc? Potem zaczęłam czytać, szukać jakichkolwiek informacji na ten temat zarówno na stronach polskich, niemieckich jak i angielskich. Najwiecej negatywnych artykułów znalazłam na stronach polskich... Ale myśle, ze i tam podejście do sprawy sie zmienia. 

Do korzyści uczestszania na saune zalicza sie miedzy innymi relaks, odprezenie, oczyszczenie organizmu z toksyn jak i samo rozluźnienie, które jest dobrym lekarstwem na bolace plecy. Ale ten kto chodzi na saune sam najlepiej wie, jak to na niego działa i jak sie po tym czuje. 

Do argumentów mówiących o szkodliwości uczestszania na saune zalicza sie: poronienie, uszkodzenie płodu czy tez wywołanie przedwczesnego porodu... Brr jak to pisze, to aż mi gesia skórka wychodzi. Jednak jak sie okazuje nie tak diabeł straszny jak go malują. Zostały przeprowadzone rożne badania, które nie potwierdziły powyższych stwierdzeń. Finnlandki na przykład nie rezygnują z chodzenia na saune, ale z postępująca ciąża skracaja czas pobytu do kilkunastu minut.

Kobiety w ciazy mogą korzystać z sauny, ale nie za często. Mówi sie o jednym pobycie w ciagu tygodnia przy jednym dwóch wejść. Oczywiscie nie powinno przesadzać sie z czasem i najlepiej wybierać saune o niższych temperaturach oraz zając miejsce na najniższej ławce. Nie należy zapomnieć o piciu wody przed i po wyjściu z sauny, jak i unikać zimnego prysznicu po wyjściu. Jeżeli kobieta przed ciąża nie chodziła na saune, zaleca sie przeczekać pierwszy trymestr, w którym zachodzą największe zmiany w organizmie. Oczywiscie najlepiej jest sie skonsultować z lekarzem prowadzącym.

A jak to było u nas? Z powodu coraz częstszych boli krzyża, postanowiliśmy co tydzień chodzic na basen. Pływanie to super sprawa na moje plecki :) Kiedy zobaczyliśmy, ze na basenie jest tez sauna, nie mogliśmy sie powstrzymać i tak mniej wiecej od czwartego miesiąca ciazy grzejemy sie regularnie. Wczesniej jeszcze omowilam sprawę z położna, która nie widziała żadnych przeciwwskazań. Wchodzę maksymalnie na 7 minut dwa razy. Siadam, a jak jest malo ludzi to sie klade ;) (tak mam recznik) na najniższej ławce i sie relaksuje... Uwielbiam saune!! A ze naprawdę dobrze sie czuje i w trakcie i po pobycie nie zamierzam z niej zrezygnować, a przynajmniej na dzień dzisiejszy :)
Na zakończenie dwa linki do tekstów, które w razie watpliwosci warto przeczytać: 
http://www.primanatura.pl/sauna-w-ciazy/
http://www.klafs.pl/dla-domu/panstwa-samopoczucie/wellness-sauna-faq-czy-b-d-c-w-ci-y-mog-p-j-do-sauny-.html,f16

A jak to jest u was drogie mamy? Co robicie dla relaksu i zdrowia?


środa, 11 września 2013

Wizyta u GP

Dzisiaj byłam na kolejnej wizycie u swojego lekarza domowego i muszę stwierdzić, ze to naprawdę miły gościu. Aż przyjemnie iść na taka wizytę pomimo deszczowego poranka, kiedy to najchętniej zostałoby sie w łóżku ;)

Powodem mojej wizyty była trochę niepokojąca mnie - no właśnie co?? Bo w sumie tak naprawdę nie ma 100% pewności, ze to jest - przepuklina. Otóż w ubiegłym roku na poczatku czerwca miałam mały zabieg, podczas którego zszyli mi przepukline pachwinowa. Nie miałam założonej żadnej siatki, tylko normalne szycie, bo dziurka - według lekarza - była bardzo malutka. Z samego lekarza byłam bardzo niezadowolona i żałuje a teraz to wogole jeszcze bardziej żałuje, ze nie wybrałam sie do jakiegoś innego lekarza, jak tylko ten mój wydał mi sie dziwny. No cóż kolejna w życiu nauczka, całe szczęście mam na to tez wytłumaczenie, ale to nie teraz o tym mowa :)

Na poczatku ciazy było wszystko wporzadku, ale od jakiegos czasu, w miejscu gdzie byłam operowana pojawia mi sie znowu moja gula... Czyżby pękło szycie? Teraz tez zauwazylam, ze po większym wysiłku czuje lekki ból w pachwinie, a jak dłużej poleze to trochę ciągnie przy wstawaniu. Tak samo robią mi sie tam takie mini zylaczki... A jak sie tam dotykam to mam wrażenie jak by to miejsce było obite. Moja położna próbowała skierować mnie do innego lekarza, ktory to narazie odrzucił. Powód banalny, jeżeli to przepuklina to i tak teraz nie bedą operować, więc muszę z tym żyć. Dopóki nie mam ostrych boli, nic wiecej nie wychodzi to jest niby dobrze... Tylko, ze w miedzy czasie byliśmy na usg polowkowym, gdzie pani doktor była tak miła i mimo, ze nie miałam dodatkowego skierowania, próbowała zobaczyć czy otwór jest duży i jak ogólnie sytuacja wyglada. Niestety albo i stety, sama nie wiem, nic nie mogła dojrzeć. Tzn gula zwierzchu jest widoczna, ale dlaczego to nie wiadomo, bo żadnej dziurki przez która mogłoby coś przechodzić, nie widać. Wtedy tez kobiecina stwierdziła, ze to mogą byc żyły, które sie jakoś krzyżują no i oczywiscie pod wpływem parcia maluszka pchają na zewnątrz... Ta opcja wydaje mi sie lepsza, bo nie musiałabym znowu iść na zszycie (chociaż czytałam, ze u niektórych kobiet taka dziurka zamyka sie sama po porodzie), ale tak do końca pewna to ona nie była i kazała iść do specjalisty. 

I do tego właśnie potrzebuje skierowanie od GP, ktory na szczęście chciałby to tez wyjaśnić przed porodem i bez problemu skieruje mnie dalej. Teraz tylko pozostaje nam coś do wyjaśnienia. A mianowicie kwestia ubezpieczenia. Jak juz pisałam mamy ubezpieczenie państwowe, które żadna rewelka nie jest, a wiec trzeba czekać w kolejkach na termin. W tym przypadku może to potrwać pare tygodni. Mam nadzieje, ze do porodu zdążę ;) mogłabym tez iść do specjalisty prywatnie, ale za samo uklonienie sie, kasuja... uwaga 350 NZD!!! Tak więc postanowiliśmy rozejrzeć sie za jakimś dodatkowym ubezpieczeniem - zobaczymy co z tego wyjdzie.

Oj chciałabym zeby to jak najszybciej sie wyjaśniło, bo taka niewiadoma jest chyba najgorsza... Ale wystarczy tego marudzenia. Na koniec powiem coś miłego, a mianowicie moje wyniki z badania krwi sa bardzo dobre :D. Mam bardzo dobry poziom cukru we krwi, żelaza itd. A ze poza jodyną nie biorę żadnych dodatkowych preparatów, lekarz stwierdził, ze zdrowo sie odżywiam za co mnie oczywiscie pochwalił :)

wtorek, 10 września 2013

Ciąża w Nowej Zelandii

Jakoś nigdy wcześniej bym nie pomyślała, ze urodzę dziecko tak daleko od domu... A jednak, na dzień dzisiejszy mieszkamy w Auckland i tutaj tez przyjdzie na świat Nasza Fasolcia. Z tego względu, ze sama próbowałam znaleść jakieś informacje na temat ciazy i porodu w NZ, i nic od polskich mam nie znalazłam, postanowiłam temu poświęcić dzisiejszy post. Opisze na jaka drogę ja sie zdecydowałam, ale jeżeli ktoś ma jakieś pytanie, to piszcie śmiało. W miarę możliwości postaram sie na wszystko odpowiedzieć. 

Po zrobieniu testu ciazowego, przyszedł czas na poszukiwanie lekarza. Pomyślałam, ze w sumie przydałoby sie pójść do ginekologa na potwierdzenie ciazy. Ze względu na mój angielski zaczęłam szukać lekarza polsko- albo niemieckojezycznego. Poprostu stwierdziłam, ze czulabym sie o wiele lepiej mając opiekę w języku, którym posługuje sie biegle, a nie nad każdym zdaniem muszę myśleć ;) moje poszukiwanie lekarza skończyło sie na znalezieniu niemieckiej położnej z która odrazu sie skontaktowalismy i umowilismy na wizytę. Kiedy pojechaliśmy do kliniki sie z nią poznać wiedziałam, ze chce zostać pod jej opieka. Babka jest młoda, ale doświadczona. Pracuje tutaj od paru lat, wcześniej pracowała w Niemczech i sama ma dwójkę dzieci z czego drugie przyszło na świat juz w Auckland. Wielkim plusem jest dla mnie fakt, ze sama ma to migracjyne doświadczenie i za każdym razem daje mi jakieś wskazówki, co jeszcze trzeba zrobic i czym różni sie system w Niemczech od tutejszego. Minus jest niestety taki, ze może byc tak, ze nie będzie jej przy porodzie... Jeżeli dzidzius przyjdzie na świat planowo, w co oczywiscie wątpię, to ona wtedy będzie, ale jeżeli urodzi sie wcześnie to moja położna będzie w tym czasie na urlopie... Co nie jest jeszcze takie tragiczne, bo poznałam druga położna, z która ona współpracuje i która ja w tym czasie zastąpi. Tez bardzo miła kobiecina, wydaje mi sie, ze nawet bardziej orientuje sie w sprawach dotyczących żywienia i witamin, tylko ze ona mówi tylko po angielsku. No nic damy radę, wkoncu cały czas pilnie sie uczę ;)

Po pierwszym spotkaniu dostałam skierowanie na usg, na którym po raz pierwszy widzieliśmy Fasolke i słyszeliśmy bicie serduszka. W ten sposób została potwierdzona ciąża oraz termin porodu. Potem kolejne spotkanie z położna, tym razem u mnie w domu. Bylo trochę papierkowej roboty, ale znalazłysmy rownież czas na ploteczki :) narazie nasze spotkania odbywają sie co 4 tygodnie - pod koniec ciazy będziemy sie widziały co tydzień - albo w klinice albo u mnie w domu i w dużej mierze wybor miejsca zależy ode mnie. Bo jak akurat nie mam czym się dostac do kliniki to nie ma dla niej problemu podjechać do mnie. Ja jednak wole jechać do kliniki, bo tam po pierwsze zawsze jest tez ta druga położna, z która mogę zamienić pare slowek i tak wybudować rownież takowa więź miedzy nami. A po drugie mogę sie tam zważyć, bo narazie nie mam wagi w domu. Nasze spotkanie wyglądają tak, ze położna mnie waży, mierzy ciśnienie i brzuszek, robimy test moczu, słuchamy serduszka i rozmawiamy sobie. Zawsze przygotowuje sobie listę pytań, bo jak juz wcześniej wspomniałam moja pamięć mnie trochę zawodzi ;) poza tym miałam robione dwa razy badanie krwi i kolejne jeszcze przede mna, bodajże w 28. tygodniu. No i to koniec, chyba ze pojawia sie jakieś komplikacje. Usg przysługuje trzy razy w ciagu całej ciazy, a w sumie nawet tylko dwa, jeżeli nie ma jakiegoś podejrzenia o nieprawidlowy rozwój zarodka. Usg tzw polowke jest tutaj ostatnim takim badaniem, przed porodem tzn w ostatnich tygodniach ciazy, położna sama określa położenie dziecka. Oczywiscie jeżeli sa jakiekolwiek komplikacje albo podejrzenia lub niejasności położna bez problemu skieruje nas na dodatkowe badanie. Na samym poczatku wydawało mi sie to wszystko dziwne i takie nie czułe, bo jak można kobietę w ciazy posłać tylko dwa razy na usg?? Nawet juz sobie planowalam, ze jak coś to pójdę prywatnie, ale w sumie teraz juz nie widzę takiej potrzeby. Wcześniej przecież kobiety tez jakoś były w ciazy i bez tych wszystkich wynalazków techniki rodziły dzieci. Czuje sie poprostu dobrze, mam zaufanie do swojej położnej i wiem, ze jak coś będzie nie tak, ona skieruje mnie dalej.

Tak samo jak z badaniami jest z wizyta u ginekologa. Jeżeli położna prowadzi twoja ciążę i nie ma żadnych komplikacji może byc i tak, ze ginekologa wogole nie zobaczysz. Tak miała moja znajoma, która urodziła juz dwójkę dzieci w NZ i obeszło sie bez wizyty u ginia.

A kto kryje koszty porodu i tych wszystkich badań? Ubezpieczenie zdrowotne. Zeby byc ubezpieczonym nie trzeba mieć rezydenture, wystarczy wiza pracownicza na dwa lata - taka jaka my mamy, na szczęście ;) jakiś osobnych składek na ubezpieczenie nie płacimy - narazie, bo właśnie sie zastanawiamy nad wykupieniem czegoś dodatkowego - poprostu zostaje odciagnieta jakaś cześć od Dominika wypłaty.

Niestety trochę to wszystko pogmatwane, ale mam nadzieje, ze mnie zrozumieliscie ;) A jeżeli sa jakieś pytania to śmiało pytać.

Pozdrawiam :)


piątek, 6 września 2013

23 tydzień

Dzisiaj mija nam 23 tydzień i 3 dzień ciazy. Czas leci jak szalony, jeszcze niedawno byłam w 20-tym tygodniu i sobie myślałam, ach to dopiero połowa... Teraz juz wiem, ze do rozwiązania coraz bliżej i pewnie to zleci szybciej niż myślę. 

A co sie zmieniło w tym czasie? Uroslam ;) cały czas rosnę. Mam wrażenie, ze brzusio powiększa mi sie z dnia na dzień i jest coraz bardziej widoczny. Ale cieszy mnie to, bo juz nie wyglądam tylko tak jak bym była przy kości, tylko juz coraz wiecej ludzi zauważa mój brzuszek. Wcześniej większość pewnie myślała, ze takie me kobiece kształty ;) w ostatnia środę mieliśmy taka śmieszna przygodę na basenie... Na basen chodzimy co tydzień, a wiec znamy z widzenia pare ludzi, którzy tez tam przychodzą regularnie. Po pływaniu poszliśmy sie trochę ogrzać do sauny, gdzie oczywiscie spotkaliśmy znajoma twarz. Ja tak najczęściej po 5 - 7 minutach wychodzę po czym idę pod prysznic i napić sie wody i grzecznie czekam na mego Dominika, ktory jeszcze trochę sie prazy. Tak było tez i tym razem, tylko ze po wyjściu Dominik oświadczył mi, ze ten gościu do niego zagadal... A co powiedział?? No oczywiscie, ze rosnę, ze sie zrobiłam duża!! Jeszcze dwa tygodnie temu nie pomyślał, ze jestem w ciazy, a teraz juz widać haha. Dobrze ze sama tego nie słyszałam, bo nie wiem jak bym w pierwszym momencie na to zareagowała ;) 

Ale teraz to juz mi jest obojętnie, a nawet cieszę sie ze rosnę. Ten powiekszajacy sie brzuszek powoduje, ze jestem niego bardziej świadoma. Na poczatku długo nie mogłam uwierzyć w to, ze jestem w ciazy. Jakoś to do mnie nie mogło dotrzeć. A o tym, ze tyje nawet nie chciałam myśleć!! Z przerażeniem patrzyłam sie na ilośc ciuchów, w które coraz mniej sie miescilam. Chyba nie muszę mówić, ze moje wszystkie rurki juz od jakiegoś czasu sobie odpoczywają... Ale mimo wszystko mam jeszcze pare rzeczy, które sa dobre ;) a na te ciazowe czekam - maja przyjść w paczce z Niemiec :) tak z Niemiec, bo tutaj sa te rzeczy strasznie drogie i nie takie fajne.

Poza tym, ze brzusio coraz bardziej widoczny, to nasza mała Fasolcia jest coraz bardziej aktywna. Juz nie tylko wieczorem czy z rana, ale rownież w ciagu dnia daje o sobie znac. Te jej kopniaki dają mi pewność, ze wszystko gra i ze napewno sobie żadnej ciazy nie przysnilam ;) super uczucie!! Aż sie chce ten brzusiol jeszcze bardziej wypinac i pokazywać światu - patrzcie tutaj rośnie sobie Fasolcia :)

Obwód brzuszka na dzień dzisiejszy wynosi 85 cm, a jeżeli chodzi o wagę to jestem juz ok 8 kg do przodu...