środa, 23 kwietnia 2014

No i po świętach :(

Pierwsza Tosiowa Wielkanoc juz za nami... Czas upłynął nam bardzo miło - szkoda tylko, ze juz po. Było po części tradycyjnie z żurkiem, a po części na luzie i bez wariacji. Do tego tak nas wciągnęło to świętowanie, ze wcale sie nie chce wracać do "normalności".

W piatek wybraliśmy sie na wędrówkę po buszu (tutejszy las). Z planowanego godzinnego spacerku, zrobiła sie cztero godzinna wędrówka zakończona zimnym prysznicem. W drodze powrotnej było takie oberwanie chmury, ze cali byliśmy mokrzy! Oczywiscie nie nasz V.I.P ;) dla Antosi mieliśmy cos przeciwdeszczowego. 
Przemoczeni, zmęczeni i strasznie głodni zajechaliśmy na obiad do... Pizza hut... W Wielki Piatek kiwusy świętują, a wiec poza fast foodami jest wszystko pozamykane - co mi w tym momencie akurat najmniej przeszkadzało! Nie ważne co, byleby jak najszybciej napełnić dziurę w brzuchu! Pizza wcale nie była taka zła, a ze byłam zmęczona, to nawet nie chciałam myślec o tym, ze jeszcze miałabym cos gotować...
W sobotę było świecenie jajeczek. I nie to ze nowo zelandczycy tez maja taki zwyczaj, tylko poprostu mamy polskiego księdza. Kościół chyba nie zrobił na naszej Antosi najlepszego wrażenia, bo kiedy usłyszała śpiew zaczęła płakać. Ale u tatusia na raczkach szybko sie uspokoiła ;)
Wieczorem pojechaliśmy do znajomych na film. Oczywiscie zabraliśmy naszego szkraba ze sobą. Po tym jak zasnęła zapakowalismy ja do auta, a potem włożyliśmy do wózka, gdzie sobie smacznie spała. Nawet przez chwile sie obudziła, ale szybko znowu zasnęła (mój kochany aniołek). Po filmie znowu do auta i do swojego łóżeczka, gdzie chrapala az do kolejnego karmienia. Bardzo miły wieczor, napewno do powtórzenia :)
W niedziele obijalismy sie w domu, a w poniedziałek spotkaliśmy sie ze znajomymi. Każdy przyniósł cos od siebie i biesiadowlismy, az do momentu kiedy dzieci powiedziały dość ;) ach cóż za czasy nadeszły - kiedys urzędowało sie do utraty własnych sił, teraz dzieci decydują kiedy czas wracać ;)

5 komentarzy:

  1. boze,trzy zagubione kurczaczki....tutaj bez was tez te swieta minely az nazbyt spokojnie,a moze to to,ze czlowiek coraz starszy...pozdrawiamy i calujemy a tego najmniejszego kurczaczka najslodziej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj tam zagubione - wcale nie zagubione tylko szlak którym chcieliśmy wracać był zamknięty i trochę musieliśmy nadrobić drogi...

      Usuń
  2. to tylko pozazdrościć spokojnego świętowania..u nas ciągła zadyma, czy to święta czy nie....:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja czasami zazdroszczę takiego rodzinnego zamieszania...

      Usuń
    2. ja bym wszystko oddała za poukładany dzień zgodny z planem..:):):)

      Usuń