środa, 29 stycznia 2014

Narodziny Antosi

Jako ze narodziny dziecka sa wydarzeniem wyjątkowym w życiu każdej kobiety i całej jej rodziny, postanowiłam opisać jak nasza Antosia przyszła na swiat. Z czasem niektore rzeczy idą w zapomnienie, a szkoda byłoby na takie cos pozwolić. Cała ciąże a zwłaszcza juz pod koniec zastanawialm sie jak to będzie. Czytałam przeróżne książki, recenzje mam i dużo rozmawiałam na ten temat z położna. Mimo ze wiedziałam tak mniej wiecej co mnie czeka nie obyło sie bez niespodzianek. Urodzenie dziecka jest ogromnym wysiłkiem fizycznym jak i psychicznym, ale drogie panie warto, naprawdę warto :)

Wszystko zaczęło sie w nocy z 09. na 10.01. O 3:00 nad ranem obudziły mnie pierwsze skurcze, które występowały co 10-15 minut. Żeby zaoszczędzić jak najwiecej sił na pózniej, próbowałam spać dalej. W miedzy czasie zjadlam  banana i pare ciastek. Tak wytrzymałam do 7:00. Kiedy skurcze stały sie silniejsze postanowiłam wziasc ciepły prysznic, ktory w sumie pomógł, ale tylko na ten czas kiedy pod nim stałam. Wtedy tez obudzilam Dominika i poinformować go, ze sie zaczęło. Reakcja była natychmiastowa, ale tez z uśmiechem na twarzy, bo przecież juz od paru ładnych dni czekaliśmy na ten moment. Dominik zaczął zapisywać częstotliwość skurczy, skontaktował sie z położna, zapakował auto, zrobił dla nas śniadanie no i wszystko przyszykowal. 

Na 9:00 pojechaliśmy do szpitala. Droga była juz straszna. Jechalismy 30 minut a ja myślałam, ze to cała wieczność. Skurcze były juz silne, a w pozycji siedzącej było mi strasznie niewygodnie. Na parkingu przywitała nas położna mówiąc, ze dobrze to wyglada... Ja sobie tylko pomyślałam, kobieto mnie tu niezle wykręca, a ty mi mówisz, ze to dobrze wyglada?! Do tego zaczęły drętwieć mi dłonie... Tak dłonie i uwierzcie mi, ze do tej pory nie wiem co to ma wspólnego z porodem, ale w każdym bądź razie jest to okropne uczucie. 

Położna zbadała mnie krótko i z uśmiechem na ustach poinformowała nas, ze nie musi nas odesłać spowrotem, bo mam juz 3 cm rozwarcia. Całe szczęście, bo z tymi bólami nie chciałabym znowu znaleść sie w aucie. 

Sale mieliśmy z wanna, ale ze względu na niezbyt dobry puls Antosi, nawet z niej nie skorzystaliśmy. Z tego rownież powodu musiałam tak długo zostać na łóżku podłączona do ktg, aż puls dziecka w ciagu 30 minut pozostanie stabilny. Trochę to trwało, a ze strasznie dretwialy mi dłonie i w sumie juz prawie nie czułam palców, miałam ogromna ochotę wstać i sie poruszać. W miedzy czasie zostałam podłączona do kroplówki co ze względu na moje spuchniete dłonie nie było łatwe. A jak tylko puls dziecka sie unormowal, wstałam i poszłam pod ciepły prysznic. Woda i ruch pomogły mojemu krazeniu, dłonie przestały tak strasznie bolec, a zmiana pozycji dobrze wpłynęła na zmaganie sie z kolejnymi skurczami. W miedzy czasie dostałam gaz, ktory tak naprawdę żadnej wielkiej ulgi mi nie przyniósł, ale pomógł skupić sie na poprawnym oddechu.
O 12:00 miałam juz pełne rozwarcie, a wiec zaczęła sie druga faza porodu, która zazwyczaj trwa od 30 minut do 2 godzin. U mnie parcie trwało 4 godziny!!!! To była masakra, pod koniec pytałam sie położnej czy nie moglibyśmy zrobic jednak cesarki. Sam bol nie był aż taki zły, tylko ja juz nie miałam siły. Problem był taki, ze w raz z nadejściem drugiej fazy spadła częstotliwość skurczy, dlatego tez po konsultacji z lekarzem podali mi oksytocyne, a ze po pierwszych dwóch godzinach parcia nie urodziłam wezwali lekarza, ktory stwierdził ze główka jest juz blisko, a wiec nie będzie narazie interweniował. Jego zdaniem miało to trwać tak jeszcze 30 minut... Oczywiscie trwało trochę dłużej, ale jak juz przyszedł za drugim razem, Antosia postanowiła, ze jednak wyjdzie na swiat o własnych siłach. Kosztowało mnie to strasznie dużo wysiłku, ale dałam radę. Potem był czas na łzy szczęścia, pierwsze przytulance, zdjecia no i oczywiscie urodzenie łożyska. Całe szczęście nie byłam nacinana ani pęknięta, wiec nie musieli mnie zszywac.

Dominik dzielnie towarzyszył mi przez cały ten czas. Próbował pomoc jak sie tylko dało i nawet na chwile nie chciał mnie zostawić samej. Wkoncu razem z położna go pogonilysmy, zeby chociaż na chwile zrobił sobie przerwę i cos zjadł. A tak masowal mnie, przynosił wodę, dawał do picia, robił okłady oraz dopingowal. Ze względu na to, ze tak długo przechodziła główka, nie zaproponowano Dominikowi przecięcia pępowiny, zeby Antosie jak najszybciej przekazać lekarzom. Całe szczęście z naszym kurczaczkiem było wszystko dobrze, ale nie da sie ukryć, ze napędziła nam wszystkim niezłego strachu.

Po dwu godzinnej obserwacji mogłam wstać z łóżka, wziasc prysznic i tym razem juz w trójkę opuscilismy szpital :)

Kochana Coreczko jesteśmy bardzo szczęśliwi, ze jesteś juz z nami i cieszymy sie każda chwila spędzona razem :*

4 komentarze:

  1. mala,chociaz juz znalam przebieg porodu,to jeszcze kilka razy musialam to przeczytac i mam przed oczyma Twoj obraz jak bylas mala,moze 7,8 lat i pojechalysmy na pobieranie krwi,jak pani do ciebie z igla podeszla a ty w nogi... i ucieklas z gabinetu...a tu prosze....dalas rade...buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, teraz juz nawet przed igła nie uciekam ;)

      Usuń
  2. takie małe 3 kg szczęścia wywraca świat do góry nogami :):):)
    ja tam po każdym porodzie mówiłam : nigdy więcej!!!!... :):):)
    buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciotka u nas to juz 4,5 kg ;) a wiesz, ze zaraz po porodzie tak samo sobie pomyślałam? No ale pozyjemy zobaczymy ;)

      Usuń